tablice

tablice

niedziela, 7 czerwca 2015

Camino Francés - część XIV: koniec?

Wiem, zaniedbuję ostatnio wpisy. Złamane śródstopie, nieplanowane wyjazdy... taka sytuacja.
I kombinacje. Multum kombinacji różnego typu. O tym już niedługo. Wrzucam ostatnią notkę z Camino Frances.

*********************************************************************************

Cały dzień szwendaliśmy się z Marzeną i Patrykiem po Santiago. Bagaże zostawiliśmy w punkcie informacji turystycznej i ruszyliśmy na miasto.

2 godziny staliśmy w kolejce do biura pielgrzymkowego po compostelkę - ostatnią pieczątkę w credencialu oraz dyplom przebycia Camino. Potem modlitwa przy grobie św. Jakuba, uściskanie figury w ołtarzu głównym (o czym pisałam już w poście z Camino del Norte), Msza dla pielgrzymów, wspólny obiad i... koniec.

Koniec?
Człowiek idzie 2 tygodnie z dobytkiem na plecach. W słońcu, deszczu, przy wietrze. Pustkowiem, miastami, górami i polami. Odparza stopy i opala twarz na węgiel. Spotyka rzeszę ludzi. Poznaje różne sposoby widzenia. Uczy się świata. Dziwi się światu. Zmienia swój świat.

Po dwóch tygodniach przyzwyczajasz się do życia w trasie. Masz wrażenie, że nigdy nie żyłeś w inny sposób. Świat, w którym obecnie przebywasz, jest jedynym, który znasz. Oderwany od rzeczywistości, którą zostawiłeś daleko za sobą. I nagle wszystko się kończy.

Powroty są trudne. Wracasz do domu. Spotykasz się ze znajomymi. Idziesz do pracy. Wszystko jest dokładnie takie jak było, a jednak coś tu nie pasuje.
Ty jesteś inny.
Zawsze pierwsze dni w starym świecie oglądam przez grube szkło. Ludzie coś do mnie mówią, o coś pytają. Są daleko. 
Nie. To ja jestem daleko. Umiem myśleć tylko o jednym - kiedy tam wrócę. Nie, nie chodzi tu konkretnie Camino. Chodzi o świat, w którym człowiekowi nie przypina się łatki. Nikt nie patrzy na Ciebie przez pryzmat tego, jaką funkcję społeczną spełniasz. Nie jesteś lekarzem, nauczycielem, górnikiem, czy aktorem. Jesteś osobą. Poznajesz i jesteś poznawany. Nikt Cię nie ocenia, nikt nie stawia wymagań, nie oczekuje. 

Po powrocie wciskam się w stare ramy. Powoli łapię równowagę.

Jeej, powiało melancholią. Wrzucam kilka ostatnich zdjęć z Camino i wracam do rzeczywistości.


Lump



Wesoła kompania.


Wnętrze katedry.


Gonzo - przytulas.


U grobu Santiago.


Bujamy kadzidłem!


Cuda, wianki!